czwartek, 17 września 2009

DĄB


Ziemio nasienna, ziemio płodna!
Ileż to lat już minęło, gdy przyjęłaś
z nadzieją w łono
- pęd młody, gotowa by wykarmić
i dać wzrost mocarny.

Ziemio szlachetna , nadwarciańska
tyś potem przesiąknięta,
On - stojąc nad tobą z miłością,
drzewo ongiś posadził ku twojej
i bliźnich radości.

Śpiew ptaków, szmer liści, cień zdrowy,
gdy młodzik wzrastał przez lata,
a człowiek z dumą mierzył go oglądając
jak dziecko natury -
- doskonałe.

Lat już sześćdziesiąt, dąb w majestacie
słońca promienie w koronę zbiera,
jak rycerz wsparty, miasta dogląda
poetom natchnienie daje i rzekę
sposobi do drogi.

Kopa lat mija a ten co cię zasadził
i usynowił , dbając przez lata,
dziś ofiaruje ci swoje imię,
Feliksem stań się, rośnij w potęgę,
gdyż Ciebie ukochał...
Felix – znaczy szczęśliwy...

wtorek, 15 września 2009

...z metkami

Wylany na papier odwiecznie
ciężki temat
podszywa umysły myślicieli
metafizyczną nieufnością.
Myśli zebrane, zwieszone jak mgła
spływając na kopalnie wiedzy,
najczęściej zwiastują gorycz.

Temat-rzeka wije się meandrami
wątków, porywów i zawirowań.
Goni rozmówcę po rozpadlinach
zdarzeń i podtyka teorie złudne.

A ludzie mówią, mówią, mówią.
Częstokroć duszeni własnym słowotokiem,
rozpędzeni do czerwoności
pod koła dyskusji rzucają argumenty
dawno już obalone,
życiowo nieprzydatne.

Toczy się machina rozwoju umysłu,
bystrym skrzydeł dodając,
tępych pogrąża w odmętach.
I miele ozorem tylko dlatego,
że na mózgu wisi metka sygnowana przez Boga
i firmowana znakiem Homo Sapiens.

... z metkami


Wylany na papier temat, odwiecznie
ciężki, egzystencjalnie naburmuszony
podszywa umysły myślicieli
metafizyczną nieufnością.
Myśli zebrane, zawiesiste jak mgła
smoliście spływające na kopalnie wiedzy,
najczęściej zwiastują gorycz.

Temat-rzeka wije się meandrami
wątków, porywów i zawirowań.
Goni rozmówcę po rozpadlinach
zdarzeń i podtyka teorię upadku prawdy.

A ludzie mówią, mówią, mówią.
Częstokroć duszeni własnym słowotokiem,
rozpędzeni do czerwoności
pod koła dyskusji rzucają argumenty
dawno już obalone,
zmiażdżone,
zmielone na popiół,
życiowo nieprzydatne.

Toczy się machina rozwoju umysłu,
bystrym skrzydeł dodając, tępych pogrąża
w odmętach.
I miele się, miele ozorem tylko dlatego,
że na mózgu wisi metka sygnowana przez Boga
i firmowana znakiem Homo Sapiens.

poniedziałek, 14 września 2009

wszystko kryje się w drobinie

gonić wiatr
gubić myśli
zbierać ziarna prawdy Ziemi
..........
chceniem - życie

Czas obudzić ogień w kominku

Snuje się jesień między palcami,
wymiata lato z parków, plaż , pamięci.
Jeszcze przebłyskiem podpuszcza
odważnych do zrzucenia marynarek,
by o zmierzchu liznąć z satysfakcją
skurczone karki, zostawiając
bliznę chłodu.

Wodzi nas jesień po lasach
za nos, wygnańcy miasta głodni
natury. Niczym pielgrzymi, ze świtem
przemierzamy polany i zagajniki,
zgięci wpół- fascynaci grzybobrania.
Zioła nam suszy na krzakach,
korzenie lecznicze ziemi wyrywa,
pajęczych sieci firany zwiewne
we włosy wkleja i rozczesuje wiciami.
Porożem płowych stroi ostępy i goni
dziki po łęgach rozmokłych.

Z wolna dzielnice nachodzi, plac zabaw
wycisza, szkolne boiska gwarem topi,
a w domu fotel bujany się budzi,
robótki ręczne niedokończone i kot
w zadowoleniu ożył na myśl kolan
otulonych pledem i dłoni gotowych
do głaskania.

wtorek, 8 września 2009

Pióro


Kałamarz pełen łez czarnego
anioła plami myśli , brudną
strugą zakreślając obszar
swojego działania.. Ginie horyzont,
bujają się emocje na fali
strachu i śmieszności. Trwanie.
Trwanie w uporze, w pustej
bibliotece, na której półkach
kurz zamierzchły pokrywa warstwa
świeżej , bezzapachowej
współczesności.

W kącie za szybą witryny leżą
białe skrzydła, zesłane ciepłym oddechem
Boga. Czasem zakłada je stary bibliotekarz
i robi obchód , domykając wieka
kartonów- mieszkań. Wyścieła dno
puchem anielskim , błogosławi.

Gdyby tak dosięgnąć pióro białego
Anioła, można by napisać podanie
z prośbą o stróża, chroniącego naszych
odrzwi…
………………………………..
Pod progiem delikatnie uniósł się
pył. Jest! Wylądował! Podanie
zostało rozpatrzone pozytywnie.

poniedziałek, 7 września 2009

czasem zapłakać


jakby niczyje - samotne i opuszczone
nie rozsiewają postrachu
wykpione przez ptaki i wytarmoszone
igraszkami wiatru - gną karki wychudłe
i bezradnie załamują ręce

stróże bez posady
stałym etatem nie objęci

tylko gleba w miłosierdziu swoim
skryje szczątki świetności
promień światła udzieli ostatniego
namaszczenia

nim wiosną nowe postawią
strachy na wróble
niech marzannę topią gwarnie

skarb

niczego ze sobą nie zabrała
prócz pudełka
przewiązanego barwną
tajemnicą

choć wichry północy
w zapalczywości swojej
ciskały gradem
nieporozumień

wschody słońca
nie dawały
kojącej nadziei
- przetrwała

głęboko w kieszeń
skryte puzderko
i droga daleka
gdzie oczy poniosą

z zachodzącym słońcem
przenikając bariery oceanu
stała się
mieszkanką Atlantydy

i codziennie
w samo południe
dobywała z kieszeni
swój skarb niepomierny

niedziela, 6 września 2009

bajeczka dla starszaków

Opowiem wam bajkę
jak Kapturek za winklem
palił fajkę
kurzył sporo
dymek dmuchał
i babuni się nie słuchał

raz Kapturka naszła chęć
by wypalić na raz pięć
jak zaciągnął się niebożę
to wilk nawet nie pomoże
co to w służbie dla kraju
ratownikiem został
w gaju
i dla ostudzenia werwy
obrzydliwe dziewczątko
w ruczaju podtapiał
bez przerwy

dziewczę w ciemię
nie jest bite
dla odwetu zbiera świtę
wnet przetrzepią skórę wilka
na łomoty starczy
chwilka

takie czasy moi mili
jeśliście nawet zbłądzili
miasto buszem jest
i basta
chlastasz dziewczę
ono chlasta

gdy w zakrętas życia
pchasz się
to zastanów się choć chwilkę
bo Kapturki wyzwolone
czają się za każdym winklem

pakunek

dawne marzenia
odwijam z szarego
papieru pakunkowego
teraz nowe czasy
teraz barwna rzeczywistość
to nic że nie mogę jeszcze
spełnić wszystkich
jednakże przepakuję
je w czysty
kolorowy papier
i schowam na kolejne
dni
miesiące
lata…


……………………….
czas odebrał zdrowie
( chcesz moje marzenia? )

sobota, 5 września 2009

złudzenia - pierwotna wersja

czekanie -
chwila za chwilą
jak dłubanina
na szydełku
posuwały się
misternie do przodu

każdą minutę
naciągałam na nić czasu
snując marzenia
o zapachu świeżych
korali
jarzębinowych

tak jak one
zszarzałam rosząc łzy
gdy zrozumiałam
że jestem tylko
jednodniowym wypadem
po wrażenia

czwartek, 3 września 2009

hibernacja - bezosobowo

miast płatków róż
droga ołowiem usłana
boleśnie
przenika przez skórę
i obciąża kroki

nadmierne żale
nie dotlenią serca
obkurczone w zgryzocie
-bezkrwawo zamiera

na ileż można
zamknąć się w sobie
wysuszyć koryta żył
i oddech spowolnić
w hibernacji uczuć

tylko gwiazda
odradza się ponownie
w wybuchu supernowej
cała reszta - prochem

Tadeusz

Nie wszyscy muszą rodzić się ze skrzydłami, ale każdy powinien mieć u ramion specjalny zaczep, do którego Wszechświat podepnie skrzydła, by ...