poniedziałek, 22 lutego 2016

Ślepiec i Żebrak - Jadwiga Wojtczak-Jarosz


O świcie przemierzają sami tę samą drogę pomiędzy wzgórzami.
Codziennie o świcie wędrują ścieżkami Ślepiec i Dziecko
pustymi drogami.
Słońce za plecami wychodzi z ukrycia i dzień budzi nowy, jak co dzień do życia.
Blask mętny się wdziera do oczu za mgłą i wnet tam zamiera
i spływa ze łzą.
I słychać, jak w ciszy ptak jakiś przefrunie i kamień spod stopy nagle się usunie...
I słychać, jak w ciszy zeschnięty liść spadnie i owoc dojrzały gdzieś z drzewa upadnie.

Gdy schodzą ze wzgórza miasto się już budzi i wchodzą w ulice, by żebrać wśród ludzi,
wśród gwaru przechodniów, kalek na chodniku, w tłumie samochodów, straganów, śmietników,
wśród krzyków handlarzy, targujących ludzi... to Dziecko przed sklepem o pomoc cię nudzi.
Za dzieckiem twarz niema z oczyma ślepymi i dłońmi obiema o Dziecko wspartymi
ku tobie zwrócona, niepewna, nieśmiała, zapatrzona w nicość, zasłuchana cała,
z otchłanią żałości na dnie oczodołów...niema twarz Ślepego...
Nie patrzysz na niego.

Codziennie o zmierzchu znów wracają sami tą samą drogą pomiędzy wzgórzami.
Słońce za plecami czerwienią zachodzi i smutek tak wielki gdzieś w sercu się rodzi.

Jadwiga Wojtczak-Jarosz

Brak komentarzy:

Tadeusz

Nie wszyscy muszą rodzić się ze skrzydłami, ale każdy powinien mieć u ramion specjalny zaczep, do którego Wszechświat podepnie skrzydła, by ...