Uczę się mowy ziemi
nabrzmiałej rodzącą się wiosną,
ale twardej jeszcze i tkliwej.
Uczę się każdym pęcherzem wykradając
lasowi skrawki,wyrywam połacie perzu.
Mech, perz i szczaw- dobrodziejstwo natury,
które wypielić z rabat kwiatowych
kosztuje wiele dni pracy
i parę bolesnych odcisków.
Ojciec zwykł mawiać- "ucz się dziecko
choćby bolało, bo znośniejszy ból mózgu za młodu
niż kręgosłupa na starość".
Uczę się ciągle, a moja nauka
pachnie polami, zupą szczawiową
kaczeńcem u stóp i drugim, większym
nad głową.
Wszystkimi zmysłami badam życie na wsi,
dotykam pór roku,chłonę zapach natury,
liczę gwiazdy, które umknęły znad miasta
i krecie wulkaniki -zwiastun niechybnego
wybuchu wiosny.
Jutro zakwitną mlecze,zerwane staną się nalewką,
a te które osiwieją,
polecą w świat z moimi fantasmagoriami
może na kolejną kartkę z wierszem...
wtorek, 5 kwietnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tadeusz
Nie wszyscy muszą rodzić się ze skrzydłami, ale każdy powinien mieć u ramion specjalny zaczep, do którego Wszechświat podepnie skrzydła, by ...
-
Ile razy można żegnać się na zawsze, kruszyć serce, mielić je na drobny mak? Łzy z oczu już nie płyną, ciśnienie w skroniach wraca do ...
-
Nie wszyscy muszą rodzić się ze skrzydłami, ale każdy powinien mieć u ramion specjalny zaczep, do którego Wszechświat podepnie skrzydła, by ...
-
Dlaczego duszo moja tak często łzami się zalewasz? Udręczona latami szarymi nie potrafisz wznieść się ponad to wszystko Ciężar łez trzyma ci...
1 komentarz:
:)
Prześlij komentarz